niedziela, 20 grudnia 2015

Star Wars VII The Force Awakens

Star Wars… Myślałem, że to będzie coś świeżego. Nowego. Z fragmentami ze Starej Trylogii, że będą odwołania itd. Jednak tak się nie stało. Uzyskaliśmy coś dziwnego, niezaskakującego lub może zaskakującego, ale w negatywnym stopniu. Odgrzewany kotlecik. To niedobrze działa na organizm.
Przeraźliwie źle, że tak to określę. Rozmyślałem cały dzień i biłem z myślami, czy coś nabazgrać, lecz chyba nie mam wewnętrznego wyboru. Trzeba wylać te myśli, bo zniszczą człowieka. Może tak przelećmy film od początku do końca punktując błędy i już informuję, od teraz będą pojawiały się spojlery w ilościach hurtowych, bo to nie jest recenzja, to tekst krytyczny i nie unikam odpowiedzialności z powodu poinformowania ludzi o danej sprawie. Premiera 18.12.2015 była, więc już koniec ukrywania i tajemnicy. Niech Moc Nas prowadzi.
Opiszę podstawę dla łatwiejszego zrozumienia dalszego tekstu i rozważań, bo po co owijać w bawełnę i unikać prawdy? Zarzućmy początkowe informacje o Gwiezdne Wojny VII Przebudzenie Mocy [Star Wars VII The Force Awakens]: Mamy dzieło mające się dziać trzydzieści lat po Powrocie Jedi [Return of the Jedi]. Luke Skywalker zniknął i wszyscy go szukają. W szczególności księżniczka Leia Organa, teraz generał. Walka po upadku Imperium dalej się toczy, bo z jej zgliszczy wyrósł nowy twór Najwyższy Porządek (NP.) [First Order] i walczy z Ruchem Oporu (RO.) [The Resistance]. Koniec początkowych informacji o filmie. Tak. Nic więcej. Kto? Z kim? Po co? Dlaczego? Brak odpowiedzi, bo początek jest nad wyraz krótki i od razu wrzuca w akcję.
Sam począteczek to, to co tygrysy lubią najbardziej. Pojawia się niszczyciel, ale inaczej. Bardzo interesująco, bo jakby wyłania się będąc czarnym na tle jasnej planety. Doskonale. Zaczynamy brawurowym atakiem NP. na jakąś planetę, Jakku, i jest świetnie. Atakujemy od razu, jak w Nowej nadziei [New Hope].
Poznajemy asa RO. pilota Poe’a Damerona, który uzyskuje od jakiegoś starego, najpewniej alderiańskiego, żołnierza lub obywatela plik z mapą do kryjówki Luke’a Skywalkera. Dobrze. Historia zaciekawia, nie wiemy co się dokładnie dzieje, lecz to dopiero początek filmu. Nagle następuje atak nieprzyjaciół. Nowi szturmowcy dobrze sobie radzą. Nawet zatrzymują myśliwiec Poe’a zanim wystartuje, brawo dla nich. Radzą sobie ze zgrają ludzików na pustynnej planecie, lecz członek RO. ukrywa się i czeka. Wtedy też do razu rozpoznajemy, który szturmowiec zdradzi, wiemy to z trailerów. Barki transportowe, super, podobają mi się. W ogóle design nowych konstruktów tego dzieła przypadł mi do gustu, oprócz uśmiechniętych hełmów… Myszka Miki przybywa… Bójmy się. Jednak na początku tego aż tak widać nie było. Chodźmy dalej.
Szturmowcom udaje się schwytać ludzi w wiosce i wtedy przybywa główny zły w swoim ekskluzywnym statku – Kylo Ren. I tutaj pojawiają się kolejne odniesienia do Nowej Nadziei, które nieprzerwanie będą się pojawiać w ilościach hurtowych. Mamy droida, który ma pliki i ucieka na pustynnej planecie, zły przybywa jakby już po napaści i stara się dowiedzieć co zrobiono z planami, zabija przesłuchiwanego… potem dobry człowiek atakuje złych. W tym przypadku as strzela ze swojego super karabinu snajperskiego, tak mi się wydaje, i pocisk zostaje zatrzymany w miejscu. Tu pojawia się nadzieja tego filmu. Wszyscy chyba pokochali właśnie tę scenę. Moc może tak wiele, a nie tylko odpychać lub dusić i wyciągać lub mieszać w umysłach. Doskonale. Łapią pilota i zabierają na swój statek. Szturmowcy robią masakrę w wiosce zabijając wszystkich złapanych.
Dobra. Film na razie idzie w dobrą stronę. Widać nawiązania, ale nie nachalne. Lekkie. Na początku niezauważalne. Nieźle się kręci. Pojawia się nasza wspaniała pierwszoplanowa rola kobieca w Przebudzeniu Mocy Rey, która ma pociągnąć to historię. Tak się wydaje. Mieszka sobie na Jakku i mamy ukazane jej trudne życie. Dobrze. Niech będzie kolejne nawiązanie. Ok. Przeżyję. Idźmy dalej, dalej.
Mamy Kylo, który używając Mocy wyciąga informacje od pilota i wysyła oddziały, aby odnalazły uciekającego droida. No to nasz rycerz Ren jest silny. To jeszcze ujdzie. Nawet ucieczka [brawurowa, bo przecież robiona przez czyściciela basenu z wypranym i zindoktrynowanym umysłem i świetnego asa, który przed chwilą przeżył najtrudniejsze lata swojego życia – sądzę, że cierpienie zadane przez Kylo nie było jakieś idiotyczne, niczym łaskotki] może przejść. Na siłę, bo przecież muszą przeżyć.
Udaje im się uciec na Jakku, ale się rozbijają. Nowy wygląd TIE jest ciekawy i nawet ładny. Na dodatek ma rakiety, a i nie roztrzaskuje się po strzela z ciężkiego karabinu blasterowego. Dobra Robota NP.
Od teraz pojawia się na głównej scenie Finn i mamy zlot w dół. Nadzieja bywa złudna. Odnajduje Rey, która jest prostym zbieraczem złomu i razem uciekają przed Imperium… Przepraszam, pomyłka. Nowym Porządkiem.
Tutaj pojawia się to co wzbudziło moje najgorsze obawy i spowodowało, że film Gwiezdne Wojny VII Przebudzenie Mocy to nie film wybitny, ani dobry, średni… możliwe.
Sokół Millenium został stracony przez Hana Solo, co wzbudza złe przeczucia, i nagle odnajduje się Solo z Chewbaccą. Zajmują się przewozem niebezpiecznych potworów… Tu film po prostu stracił każdy cal radości. Po prostu dalej mogło być tylko gorzej. I było.
Mamy bezsensownie infantylne żarciki dotyczące strzelania z kuszy, bo Han nigdy jej nie używał… JASNE! Był szmuglerem i przemytnikiem i nigdy nie zechciał strzelić z kuszy wookiech… Nigdy drugi pilot Sokoła nie został ranny. Mam w to uwierzyć? Chyba chcą mnie oszukać, ale w tak oczywisty sposób, że za bardzo to widzę. Niczym Hiszpańska Inkwizycja przerazić, bo jej się przecież nikt nie spodziewa…
Dalej przeraźliwie głupie spotkanie na jakiejś planecie u dziwnego stworka, trochę kantyna Mos Eisley, a ci tajni agenci… No gorszego sposobu głupiego przedstawienia pseudowojny się nie dało pokazać. Agenci, którzy nie wiedzą o swoim istnieniu, ale są w jednym miejscu… Przypadek?
Ponad to nagłe ukazanie się miecz świetlnego Luke’a… Hmm… Nowa Nadzieja i użycie miecza świetlnego przez Obi-wana? Nagła wizja z dupy… Przebudzenie Mocy? Możliwe. Jednak, czy ten miecz może przenosić wspomnienia? Czemu Luke’a nie doznał OGROMENJ wizji dotyczącej Swojego Ojca? Dartha Vadera? Może śmierć padawanów? Wielka Wojna? Nic. Pomysł z kosmosu… z nikąd, że tak lepiej to ujmę. To co to jest? Artefakt jasnej/ciemnej strony Mocy? Czy coś innego. Niespodziewana wizja o przeszłości lub przyszłości i mamy jakieś przebłyski czegoś. A właśnie, zapomniałem dodać, że Han mówi, podczas pierwszego spotkania, o Luke’u, który założył „Akademię” i chciał szkolić nowych rycerzy. Jednak najlepszy Kylo Ren (ciekawe, że zaczerpnięte z EU [Expanded Universe]) przechodzi na Ciemną Stronę, jak?, kiedy?, gdzie?, i zaszywa się gdzieś. Odlatuje. Nie zajmuje się upadłym uczniem, ani Snookiem, który nagle się pojawia. Nie uwierzę, że Skywalker o tym nie wiem, bo to byłoby bez sensu. Jakoś uczeń musiał na złą stronę przejść? Chyba od tak tego nie zrobił? A nawet jeśli, to znając Luke’a z Powrotu Jedi to nie dopuściłby do śmierci bliskich mu osób i starałby się ponownie przeciągnąć na jasną stronę Bena Solo, czyli syna Hana i Lei. O tutaj się pojawia kolejny odnośnik do EU. Ciekawe… Nie wolno zapominać, że Han nie znał starego Bena za bardzo, a Leia znała go jedynie z opowieści przybranego Ojca – senatora Baila Organy. Więc jedynym sensownym wyjaśnieniem… Nie ma go! Po prostu to głupie wyciągnięcie imienia od kogoś z Expanded Universe – syna Luke’a Skywalkera – i włożenia w rodzinę Solo. Jakby Kylo nazywał się Anakin, to wtedy dostałby punkty za chęć stania się dziadkiem Anakinem Skywalkerem alias Darthem Vaderem, a tak zyskujemy marną imitację pseudo Sitha, który bynajmniej nim nie jest. Nawet prawnie… Zabawne, nie?
Wróćmy jednak do fabuły, po wizji i bezsensownej ucieczce Rey przed przeznaczeniem, przybywa Najwyższy Porządek z całą armadą i Ruchu Oporu, Le’Résistance, w myśliwcach… Naprawdę nie mają żadnych sił naziemnych? Tylko X-wingi? Trochę słabo. Jednak nie martwmy się przecież pojawia się walka Finna z mieczem świetlnym – nr I. Daje radę, bo przecież przeszedł jakieś szkolenie w walce. Była choreografowana i dobrze, bo wygląda nieźle. Ratuje go Han Yolo i prawidłowo. Jednak Kylo Renowi udaje się schwytać Rey i uciec z planety.
Spotykamy Leie i Hana razem, a potem to jest coraz gorzej. Naprawdę mam uwierzyć, że niedoświadczony zbieracz złomu (Rey w tym wypadku) potrafi korzystać z Mocy od tak się uczy samoistnie? Z każdą sekundą staje się groźniejsza? Rozumiem, że jedi mind trick nauczyła się od Kylo Rena… Co nie? Jednak późniejsze jej działania wychodzą poza normalność. Jak staje się groźniejsza? Nigdy od kogo się uczy? Samoistnie wchłania wiedze z wszechświata. A potem walczy z uczniem Luke’a… Uczniem! Najlepszym!
Jednak nie idźmy aż tak szybko. Ostateczna walka dzieje się na planecie, a dokładniej bazie Starkiller… Nawiązanie do Powrotu Jedi i EU, a ponad to do Gwiazdy Śmierci… Potomkowie Imperium, jak i ono samo wolno się uczą.Więc robią dokładnie taki sam rów, ale teraz turbolasery niszczą jednym strzałem X-winga. Hurej! Może wreszcie działo, to działo, a nie głupie nic. Dobra. Walka mogła być. Niech będzie, że nawiązanie do Nowej Nadziei, aby się nie pluli „starzy fani”. Dobra. Rozumiem. Prosto i swojsko. Niech będzie, jak chłopcy z pustyni, tak i dziewczynka. Ok! Jednak scena Han Yolo, przepraszam, Solo i Kylo Ren, czyli Ben Solo, to po prostu majstersztyk niewykorzystanego potencjału… Zamiast uwolnić się od Hana przez Bena, ten go zabił i to w sposób bynajmniej niehonorowy lub zimny, lecz przypadkowy, jakby z chwilowego pomysłu i strachu… Bardzo słabego strachu. Tak umiera więc Han Yolo, spadając z wysokości niczym Luke w Imperium Kontratakuje. Żałosne. Ta śmierć nie była dobra.
A potem tylko gorzej. Jak już pisałem. Walka eskadr RO. z NP. może być, ale ostateczna walka wymaga kolejnego akapitu.
Jak wiemy Kylo dostaje z kuszy wookich, który wywala przeciwnika w górę i zabija na miejscu. Przeżywa… Zatrzymał blaster w powietrzu, może się jakoś dodatkowo ochronił… Mamy walkę mistrza rycerzy Ren z Finnem, byłym szturmowcem, i dobrze, że ten daje mu choć chwilę radę i coś mu tam zadaje. Ale nie ma szans z kimś kto ma po pierwsze Moc, a po drugie nie walczy tym ostrzem 2 raz w życiu. Wtedy, gdy Finn dostaje w dupę od Kylo, przybywa Rey. Walczy mieczem świetlnym i to średnio jej wychodzi. Chociaż ten rycerz zbyt lepiej nie macha nim, cep vs cep. Niezbyt piękne. Emocjonalne? Raczej takie fast and furious. Dochodzi do klinczu i wtedy rycerz Ren popełnia błąd zbyt wielu Sithów. Mówi, że ona potrzebuje mistrza Mocy. A wtedy Rey uzyskuje handicape’a, bo przypomina jej się, że ktoś coś mówił o Mocy i uspokojeniu i NAGLE walczy niczym Luke Skywalker, po szkoleniu u Yody i Obi-wana, vs Darth Vader na Gwieździe Śmierci II. Nawala tym mieczem, dalej jak cepem, ale Kylo przegrywa. A potem dostaje od niej kopniaka i ziemia się rozstępuje. Rycerz przegrywa z nieuczoną w niczym gówniarą… Jasne, nawet ranny powinien ją pokonać. Dalej mamy przybycie Chewbacci na ratunek Finnowi i Rey i odlatują Sokołem Millenium.
Przypadkowe obudzenie się ze śpiączki R2-D2 i odkrycie dalszej części mapy do Kryjówki Luke’a… Co ciekawe, Imperium miało jej fragment, a sprawdzenie jednego głupiego układu, nawet kilku, jak się ma forsę na 2 Gwiazdę Śmierci, nie powinno być problemem. Vader szukał Luke’a i wysyłał tysiące sond i było dobrze, a teraz… Jeden układ, a nie galaktyka… Po prostu głupie szukanie problemu.
Jednak ostatnia scena filmu i odnalezienie Luke Skywalkera i ten dziwny uśmieszek, a na dodatek najazdy kamery…
Nie. Nie. Nie! Nie na to czekałem 30 lat. Oj nie. Zniszczone Dzieciństwo. Moje Legacy na zawsze ze mną zostanie i Legends, nie oddam im tego. Słyszysz Disney. Nigdy!

Jednak Gwiezdne Wojny to Gwiezdne Wojny… Smutne, lecz prawdziwe.
Niech Moc zostanie ze mną i z Wami czytelnikami. Niech Wybraniec poprawi to coś, bo jest źle. Dawno, dawno w odległej galaktyce się nam chwieje i to mocno. Niczym Luke trafiany meblami w Imperium Kontratakuje.
Pewnie znajdzie się więcej błędów, ale muzyka była w miarę dobra. Nie świetny, taka jedynie profesjonalna.
Dziękuję za uwagę.

6 komentarzy:

  1. Serio ? pomyśl przez chwilę, nic nie wiemy o Rey. Ewidentnie jest jakas wybranką mocy. Miała prawo pokonać Kylo nawet jeśli trzymała miecz 1 raz w ręku (pewnie dla ciebie byłoby sensownie gdyby upuściła ten miecz jednocześnie odcinając sobie palce) Nie takie rzeczy są możliwe w tym uniwersum, a jeszcze o Kylo - został postrzelony z Kuszy Wookiech która jest naprawdę mocną bronią i był rozchwiany po tym że niedawno przecież zabił swojego ojca. Istnieje różnica między tym jaki Kylo jest a jak się go na przedstawia (z maską pewny siebie wojownik, bez niej zagubiony mały chłopiec) poza tym co to za wytłumaczenie że Kylo był uczniem Luka ? to znaczy że Luke to Yoda wersji 3.0 ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że miała go pokonać, tak zakładał scenariusz. Niechaj tak będzie, lecz pamiętaj o jednej rzeczy: w EU była Żywa Moc w którą wierzył Luke, Mara, Jaina, Jacen, Kyp itd. To ona pozwalała na umiejętność walki mieczem świetlnym bez większego treningu polegającego na ćwiczeniu stylu walki [To czego nienawidzą Amerykanie i niektórzy z innych krajów: choreografii w walkach (prequele)], czyli nie machania jak cepem. Wspomagała i wskazywała intuicyjnie ruch, który trzeba było wykonać. Stąd powierzanie się Mocy podczas walki przez Luke'a i to było świetne, w książkach i wyobraźni, na filmie mogłoby być bajecznie. Jednak porzuciliśmy tą koncepcję, bo to zło – legenda, nie kanon, głupota, a po drugie skąd miałby Luke to umieć? Od Yody, który uczył go tydzień, czy od Obi-Wana przez kilka dni? Zero wiedzy teoretycznej i przy okazji mało praktycznej, szybki trening, a nie szkolenie.
    Jednak jeśli wracamy do tej koncepcji, którą przecież odrzucili, a Jedi tego nie wykorzystywali w Starej Republice – Żywą Moc znał w małym stopniu Qui-Gon, a Yoda i Kenobi w dużym, bo zostali duchami, ale nie mieliby czasu nauczyć tego Luke'a, no chyba że kształcili go jako duchy. To mogłoby być ciekawe, ale wtedy Upadek Zakonu nie miałby ŻADNEGO sensu, ot co.

    Nie, nie mówię o odcięciu sobie palców, ręki, nogi itd. Nie, po prostu uważam, że kij to nie sztyft kleju [sprawdzałem, nawet poprawnie to teoretycznie wygląda – bo jest ciężki, oczywiście nowy klej, a brak przeciwwagi w postaci klingi bardzo utrudnia walkę, a Rey niby skąd miała widzieć jak się nim walczy i w jaki sposób to robić? Kylo szkoli bądź co Mistrz Zakonu, a ją? Nikt, no chyba, że jednak ktoś to robił, ale w filmie mamy na razie 0 informacji o tym, co powoduje większą konsternację]. Finn miał jakiekolwiek przeszkolenie, ona nie. To trochę jak w "Dragon ballu": Vegeta i Songo w postaci Ozaru [dużej małpy], książę planety Vegeta, od dziecka szkolony, opanował szał bojowy w kilka sekund, o jak Zod w "Człowieku ze Stali", jeśli ten temat jest Ci bliższy. Rey to nikt [jak Luke w Oryginalnej Trylogii], może mieć szczęście, lecz Marysia Zuzanna to trochę za dużo, nawet w prequelach tego aż tak nie było, a w Oryginalnej tym bardziej. Ona zgodnie ze słowami Kylo Rena w filmie, po jej ucieczce, że z każdą chwilą bardziej się uczy używać Mocy. Nie przeklnę, ale się ciśnie na usta... Jej umiejętności rosną w tempie wykładniczym. Po prostu za kilka dni stanie się Mistrzem Yodą na sterydach. Tylko nie mów, że nie. Ona co? Ma Moc kopiowania umiejętności? Tylko ten pilotaż na maszynie do gier... To się nie trzyma kupy. Wracając jednak do tematu, to Kylo na pewno musiał lepiej walczyć od niej. Mógł zostać osłabiony, ale to właśnie Ciemna Strona działa na strachu, cierpieniu, słabościach, a więc im słabszy się stawał, tym mocniejszy powinien być, od taka pokręcona logika, ale przecież Moc to wiara, a nie Midichloriany?

    Takie rzeczy? Jakie rzeczy się zapytam? Mistrz pilotażu? Po ojcu to ma Luke, a Poe trochę przesadza z tymi umiejętnościami. Lata jak w książkach Rycerze Jedi, którzy poddają się Mocy podczas lotu, tak Żywa Moc, i wiedzą o wszystkim co się stanie z wyprzedzeniem, stąd ich zdolności, a ponad to Moc wzmacniała ich samych podczas walki nieprzerwanie. Nie jak w Starej Republice, tylko podczas skoków i pchnięć, czy Mindtricków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozchwiany? Rozumiem, chociaż ta scena mi się strasznie nie podoba [śmierć Han, to po prostu słabe – mógł umrzeć o wiele bardziej bohatersko i z jakimś przesłaniem, a nie na "najniebezpieczniejszej kładce w galaktyce"; First Order porzuciło wszystkie przepisy BHP, biedni pracownicy techniczni]. Wracając jednak do tematu Kylo, osłabiony ok, lecz to że bez maski to chłopaczek? Możliwe, ale on chciał miecza Vadera i wszystko, by zrobił aby go dostać. Według mnie, jak miałby być tak złamany, to nie walczyłby z nią mieczem, a po prostu użył Mocy, w której miał większe doświadczenie i której używał intuicyjnie, aby zmiażdżyć Rey i aby odebrać jego "skarb". Kolejny błąd logiczny, który łamie ten film na kolana. Czemu Dooku nie walczył z Yodą Mocą i uznał, że mieczem lepiej? Bo Yoda był o WIELE LEPSZY te klocki od niego. Z Kylo jest EWIDENTNIE odwrotnie, bo kto miałby go uczyć? Luke, no mistrzem szermierki to on nie jest, a nikogo innego nie było. Nie ma dawnych Jedi, a holokrony przecież mówią o nudnej wiedzy, bo są hologramami i możliwe, że są w kółku, a więc są złe [tak, to wizja od Amerykanów odnoś nie, Why prequels are bad?].

    Nie, Luke nie jest Yodą i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Yoda został spaczony dawnym widzeniem Mocy i spojrzeniem na nią, a Luke nie i to powinno go od nich odróżniać. Gotowość do poświeceń dla jednostki, tak jak gotowy był poświecić się dla Ojca na statku i nawet pozwolić zniszczyć wszystko Imperatorowi. To właśnie Luke Skywalker: Ten nigdy nie opuszcza przyjaciół, rodziny, znajomych, nikogo i nigdy by nie odszedł od tak. Walczyłby przeciwko Kylo, jak z Jacenem. Nie mógłby go zabić, lecz walczyłby i nigdy nie uciekł. Taki był z "Powrotu Jedi" i takim był mistrzem. Nie Yodą i Obi-Wanem, którzy chcieli jedynie śmierci Sithów bez względu na cenę. Luke taki nie jest. Ot cały, główny problem "Przebudzenia Mocy" – LOGIKA!

    Wytłumaczeniem? Hmm, może taki prosty przykład: Kto jest lepszy? Wytrenowany żołnierz–komandos podczas bitwy, czy gotowy na wszystko przed sekundą przerobiony terrorysta? Może i ten drugi ma chęci i ideały, a nawet pragnienia, to drugi nawet ranny zawsze ma doświadczenie, umiejętności i wiedzę, którą przerasta tamtego o wielokroć. I tu właśnie mój przykład z tym, że powinien użyć Mocy i tutaj też mógłby uratować ich Han Yolo, który postarałby się przekonać Kylo, ale przegrałby, bo tak chciał scenariusz i aktor :D

    Jakiś jeszcze problem? Z chęcią odpowiem na wszystkie pytania. Ten film miałem w głowie od bardzo dawna, a trailery budowały myśl, że zrobią to o czym zawsze marzyłem. Ale dostałem nieklejący się i efektowny gniot. Za pierwszym razem może przejdzie, ale za drugim masz wymioty. A przy dłuższym myśleniu zaczynach mieć migreny i natychmiastowe rozwolnienie. Może to okrutne i bardzo barbarzyńskie metafory, lecz jakie prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio ? Mało kto oglądając film (jak np: ten) potrafi znaleźć każdą najmniejszą nielogiczność, rozglądać się w poszukiwaniu tego co nikogo tak naprawdę nie obchodzi i na tej podstawie oceniać cały film, dla mnie po prostu czepiasz się na siłę

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz... Problem główny polega na tym, że ten film nie klei się z resztą. Oto cały problem z TFA, to się nie łączy z Oryginalną Trylogią. On tworzy nią na nowo, co jest głupie, jeśli uznajemy, że opiera się na wcześniejszych częściach.

    Ponad to, ten film zadaje więcej pytań niż odpowiedzi, a nawet ich jest o wiele więcej niż tamtych, to trochę knoci samo zrozumienie dzieła. Nie wiesz: kto? po co ? i za ile? Nie ma odpowiedzi i podadzą Ci ją dopiero w książkach lub innych pierdołach. A ja chcę wiedzieć podczas oglądania, a nie za miesiąc, rok lub dwa lata.

    A co do "Serio ?". To dopiero po przemyśleniach to doszło, najpierw było to co wrzuciłem. Trochę pierwszych przeczuć, a potem doszła reszta pierdół i niejasności.

    OdpowiedzUsuń