niedziela, 8 lutego 2015

Ciemne chmury

Od autora: Tak, ten kto to czyta już powinien oczekiwać czegoś mocnego i się nie zawiedzie. I czytajcie do końca.

Autokar posuwał się powoli ulicami podmiejskimi, bo przecież w środku miasta nie będzie można zrobić zabawy… A alkoholu też nie będzie, bo dzięki temu nikt nie będzie leżał pod stołem, a niektórym przydałoby się sponiewierać. Wesela, jakoś trwają dzięki lejącej się wódce, a tak… Nudno i smętnie, lecz wracając do początku.
Pojazd dojeżdżał spokojnie i dostojnie, ostatni pokaz ludzkich umiejętności i pochwała dyscypliny oraz ćwiczeń, profesjonalizacji, kształcenia. Przedstawienie osoby wychowanej i wyszkolonej, ale zaraz, czy to już tutaj?
Tak – „obrzydliwie bogaty” budynek, dworek weselny, bo teraz w ten sposób jest modno i fajnie. Miejsca do tańca mało, bo filary przeszkadzają w nim, ale przecież nikt o tym wcześniej nie poinformował, gdyż: Po co? Po co wiadomość i pomoc, albowiem wszystko można robić na ostatnią chwilę, bezmyślnie, miałko, gównianie i dupnie, bo tak jest ciekawie i „densowo”.
Dworek? Budynek bez smaku i klasy. Wielki kloc poprzetykany dziwnymi wzorami pseudobaroku i bardzo dziwny brak cherubinków… Może i lepiej, bo płakałyby na potęgę i zalały podłogę krwawymi łzami. Za to jednak byli atlanci, podtrzymujący strop, starzy i dojrzali, może przetrwają. Złocone klamki i ściany, wielkie granatowe, „marmurowe” filary podtrzymujące sufit też wypiętrzony dziwnymi zdobieniami. Po cóż? Klasyczne drewno i kamień i byłoby dobrze, lecz po co? Przecież musi się bawić Pasztetów. Świetne określenie ukazujące miałkość przestrzeni taneczno-zabawowej. Naprawdę.
No ok, rozumiem co się dzieje… Takie podmiejskie, no to tak jakby burżuazja, lecz wyszło jak zwykle, po polsku: gównianie i miałko. Jednak to jeszcze zbyt mało, aby określić imprezę, która się zdarzyła. Wydarzenie przechodzące rok w rok tak samo i dokładnie w taki sam beznadziejny sposób.
Wszyscy wchodzą grupą, bo jakże inaczej. Wcześniej przyjeżdżają, aby się nie spóźnić, a potem się stoją i oczekują na „balety”. Krótkie rozmówki i informacje o urodzie. Przygotowania przed eventem. Wydarzeniem, które ma przejść do historii, bo przecież nie dzieje się to tak samo, jak w każdej innej szkole? O, przepraszam. Dokładnie tak samo! Wszystkie wyglądają tak samo: wypowiedź dyrektorki i kwiatki (oczywiście, że te nieszczęśliwe chwasty dla każdego twórczego pedagoga oświaty), polonez – który wychodzi, jak wychodzi… najbardziej udanie, nieudanie, normalnie, średnio, bajecznie [to co wyszło pozostawić, resztę skreślić]. To jest odmienność, jedyna.
Potem tańce, ach… tak. Tańce: parowe, solowe, układy taneczne, oj, nie! Żadne układy, nikt nie wie jak tańczyć piruety i figury z walca i ciekawych tańców w muzyce disco polo, a więc wychodzi jak zwykle, miałko (pasztetowo!). Chodźmy dalej.
Jedzenie, och, jedzenie. Smaki podniebienia są różne, lecz te niespalone żarciem z fastfoodów i domowych, przepapryczonych potraw rozumieją to coś. Te łechtające podniebienie miękkie sosy, te ziemniaczki przepływające przez gardło. Te mięso rozpadające się w ustach lub twardawe, lecz mające to coś. Zupki smakowite i wręcz wyborne, a łyżka zagarniająca je, nadaje te dodatkowe walory. Lecz kłamię, kłamię, kłamię… Dlaczego to robię? Bo prawda wręcz zabija i krzywdzi odbiorców. Jednak, czy celem twórcy nie jest przedstawienie prawdy?
Dlatego też chodźmy w głąb imprezy. A to oznacza wejście do sal. Dworek, sama architektura straszna, pasztetowa i wręcz odrzucająca, ale dobrze. Niech będzie, lecz sam wystrój może być. Stoły ustawione w miarę dobrze, jednak przeszkadzały w tańcu i czasami miejsca brakło… Mimo wszystko są dobrze rozlokowane i przykryte. Na stoły są dostawiane dobre marki w butelkach, w części schłodzonych, lecz nie ciepłych – co świetnie świadczy, oraz bardzo gazowanych. Tak jak informowałem, alkohol był przyniesiony jedynie z zewnątrz, a jednak to kłamstwo, bo był szampan… Którym uchlać byłoby się ciężko, bo po pierwsze mało, a po drugie wodniście. Niedobrze się zapowiadało.
Chociaż nie zapominajmy o czekoladowej fontannie, o tak, to jest ciekawe urządzenie, lecz czemu nie było banana? To naprawdę dobry owoc do czekolady… Kuchnia – jaka jest każdy widzi. Ciasta… Stoją od kilku godzin i wyglądają ciągle tak samo… Nie, to nie chłodnia, to rozgrzane setkami ciał pomieszczenie.
Jednak, jednak, jednak nic nie zaprzepaściłoby tego wydarzenia jak nie Pasztetów! Naprawdę, czy to naprawdę zostało wychowane przez pokolenie wychowywane przez rodziców, którzy przetrwali wojnę światową drugą i często też pierwszą? Płaczcie cherubinki, płaczcie, bo Da’Vinci zapłakałby gorzkimi łzami z Michałem Aniołem. To smutne co się dzieje z tymi ludźmi. To podobno mają być osoby patrzące trzeźwo na świat, określające go, opisujące, znające dzięki nauce w szkole (oświata) oraz rozmyślające nad twórczością. Prawie nikt, może jeden procent, przyjrzał się obrazom wiszącym w salach. Na których często pojawiali się francuscy burżuje: Panna Pompadour, król Ludwik i paru innych ciekawych osób, ale kto by się zachwycał dziełami kultury, gdy podali jedzenie. Ciepła zupka, to jest to. Smaczna, nie powiem, lecz nie wyborna. Potem mięso, kura, bo przecież nic innego by Pasztetów nie zjadł. Burżujsko, ale nie za bardzo. I tu pojawia się pierwszy blamaż. To talerz i łyżka jest dla jedzącego, bo według pasztetowców jest odwrotnie. To głowa ciągnie do michy i talerza, a pożywienie się wrzuca garściami, bo ucieknie i ktoś zabierze… Obóz koncentracyjny jest straszny, lecz oni by go przetrwali bez strat moralnych, bo z zera więcej nie wyciągniesz.
Jednak nie płaczmy, bo przecież są jeszcze tańce i rozmowy. Disco polo z poziomu podłogi i to nawet nie z tekstem, który jest prosty, lecz jakikolwiek, oj nie pannie Gamgee, oj nie, to będzie coś gorszego. Nikt nie spodziewa się po tej piosence czegokolwiek: tej i tej i tej oraz tamtej (I może dobrze, lecz bez alkoholu, to tak to razi… Na dodatek zremiksowane i w ogóle bez tekstu, to staje się potworne). Nie zapominajmy o piciu bez alkoholu: właśnie.
Potem mówią, że najlepsze i jedyna w życiu. Ale to prawda. Jedyna i najprawdziwsza, reszta to zabobon i kłamstwo, lecz to powinniście wiedzieć po tylu latach nauki. Jednak zabawa była przednia i to tylko dzięki znajomym, to oni dodają temu czemuś kolorów i obrazów, bez nich nuda i pic na wodę. Pozdrawionka!

CDBN. Dla niekumatych: Ciąg dalszy będzie następował.