czwartek, 21 maja 2015

Rozmyślenia

Od autora: Rozmyślałem nad tym, czy nie zacząć pisać już poprawnej, najnowszej wersji Wojen Galaktyki, lecz chyba nie. Po namyślę, zdecydowałem, że warto wyrazić własne zdanie, które mam i chyba każdy powinien mieć.

Edukacja. Każdy przetrwa ten okres wzrastania w dorosłość, bo przecież w co innego się wchodzi przez całe dzieciństwo? Ludzie od zawsze starają się zostać osobami inteligentnymi, mądrymi, wspaniałymi, cnotliwymi… Do tego podobno prowadzi edukacja, jednakże nie jest to taka całkowita prawda.
Niezaprzeczalnie w wiek nazywanym dorosłym, wchodzi się według prawa po osiemnastym roku życia, ale jest to nieprawda. Osobą dorosłą nazywa się kogoś nieobarczonego żadną władzą nad sobą, może wyłączają byty wyższe oraz rządy państwowe, bo jest przecież z jej woli stał się pełnoletni. Rodzice, opiekunowie przestają mieć takie permanentne znaczenie, bo przecież ten ktoś ma prawo sobą panować. Samemu wybierać drogę dalszego życia. Jednakże to nieprawda, bo niezaprzeczalnie ktoś kto przeżył tylko tak krótki okres, najpewniej nie doświadczył niczego aż tak złego – co może się wydarzyć w przyszłości. Strach, gniew, obopólne animozje. Tak wygląda życie, to walka ze wszystkim co otacza nas i chce pożreć. Można się poddać lub wiecznie walczyć. To właśnie przedstawia edukacja, to ciągła walka między rzeczywistością, a ułudą. Mirażem życia według szkół i oświat, bo właśnie dorosłość wchodzi się przez doświadczenia, a w naukę przez własną wiedzę i egzaminy, które ukazują daną informację, w danym momencie, w danym problemie emocjonalnym, psychicznym… Statystyka płacze, bo przecież dorosłość to złożenie wielu doświadczeń, a edukacja… złożone szczęśliwie lub nie przypadki.
Z całą pewnością również w edukacji ważna jest wiedza o świecie, która się nie ima do bycia dorosłym. Wiadomości o wszechobecnym wszechświecie, który się ciągle wszak rozszerza wokoło, lecz o tym wiele ludzi nie pamięta. Dlaczego tak jest? Bo życie na Ziemi nie wymaga zbyt wielkiej wiedzy o otoczeniu. Spokojnie przydadzą się tylko relacje społeczne i umiejętności w działaniu potrzebne na danym stanowisku… Czyli wszystko czego nie nauczysz się w szkole. Tam szkolą egoistycznych drani, którzy ściągając i kłamiąc zyskują więcej niż zwykli, bardziej prawi ludzie. Jednakże, czy można tak powiedzieć? Wydaje mi się, że tak, lecz szkoła to przecież dżungla, gdzie nie obowiązują zasady zwykłego świata, czyli prawda i szacunek do innych. Najważniejsze są oceny, które klasyfikują danego osobnika: Umie; Nie umie. To proste, lecz czy prawidłowe? Wydaje mi się, że niecałkowicie. W pracy wymaga się nie wiedzy, a umiejętności poradzenia sobie z daną sytuacją, która nawet może cię przerosnąć, ale nikogo to nie interesuje. Nie radzisz sobie… bywa; dobrze, poszukamy nowego pracownika, lecz może wykorzystasz już zdobyte doświadczenie gdzieś indziej, więc nie załamuj się i idź. A jak to wygląda w szkole? Dostajesz armadę wiedzy, którą musisz zapamiętać i zrozumieć… To ostanie można wykreślić, bo nie musisz czegoś rozumieć, by tego używać, co ukazuje właśnie główny przedmiot w edukacji polskiej: język polski. Nie musisz znać wszystkich gramatycznych zasad, by wykorzystywać go w znacznym stopniu, ani tym bardziej omawiać temat, na którym się w ogóle nie znasz, bo nie masz doświadczenia, bo skąd miałbyś je mieć? Wiedza o danej epoce, obrazach, autorach… Im głębiej wejdziesz, tym bardziej to życiowe, ale szkoła nie uznaje wejścia w głębiny, a pływania po powierzchni i czasami wpadnięcia w depresje, by odnaleźć jednego autora z tysięcy, o którym musisz się nauczyć i nie zrozumieć wszystkich interpretacji, lecz jedną: Prawidłową. Czyli edukacja nie czyni dorosłym.
Można też zwrócić uwagę na sam pomysł oświaty, czyli system edukacji, który również nie tworzy dorosłych; Może tylko w teorii. To coś co nie pracuje dobrze i wszyscy o tym wiedzą, lecz niczego nie zrobią, bo może to wiązać się ze stratą pracy, wyższości stanowiskowej lub moralnej. Urzędnik zawsze potrzebuje kolejnego, który go sprawdzi, a tamtego kolejny i w ten sposób tworzymy biurokrację, która doskonale sobie prosperuje. Tworzy kolejne ustawy, artykuły, przypisy, dodatki, egzaminatorów, nauczycieli, podręczniki i przybory do szkoły przy okazji. Kolejne stopnie i pieniądze dla kolejnych działań… Kółeczko się zamyka, lecz nie na długo. Za rok od nowa się włączy, czyli wszystko się powtórzy – bo nowe pokolenie przybędzie, by domknąć kółeczko. To jak stary kołowrót, który coraz bardziej się psuje i źle działa, lecz nikt go nie wymieni, bo to wiązałoby się z zatrzymaniem; więc przykleja się kolejne warstwy taśmy i modli się o to, aby nie rozpadł się za ich lat pracy. Czy matura czyni dorosłym? W tym tkwi główny problem, czy oświata pomaga w staniu się dorosłym? Nie, bo życie nie wygląda jak kołowrotek, bo jak coś nie działa, to się po prostu sypie lub to zmienia na nowe, lecz nie biurokracja, którą właśnie jest szkoła, ale niektórzy o tym zapominają.
Z argumentów można łatwo wywnioskować, że nauczanie nie czyni człowieka dorosłym, co rozwala cały pomysł matury, czyli testu dojrzałości… Dorosłość to coś całkowicie innego niż egzamin, do którego przygotowują cię czasami osoby, które same by się nie przygotowały za żadne skarby świata.


PS. Ostatnia rozprawka w moim życiu, taką mam nadzieję.

CDNN.